Jest w tym wszystkim trochę elementu wiary, trochę przekonań wyniesionych od swoich mistrzów. Coraz więcej lekarzy zaczyna jednak wierzyć, że leki poprawiające pamięć i funkcje intelektualne naprawdę istnieją, i że część z nich już znamy. Zwolennicy leków prokognitywnych mogą zwrócić uwagę na to, że gdyby leki te były nieskuteczne, nie istniałoby na nie olbrzymie zapotrzebowanie i olbrzymi, idący w miliardy dolarów, rynek światowy. Wprawdzie tu można odparować cios twierdząc, że astrologia jest również poszukiwanym towarem, choć nie ma podstaw naukowych, ale w wielu wypadkach astrologia też pomaga ludziom, albo przynajmnej pozwala interesująco spędzić czas. Moim zdaniem sytuacja leków wspomagających pamięć przypomina nieco sytuację akupunktury kilka lat temu. Dopóki nie było żadnych materialnych podstaw dla jej uznania, większość lekarzy uważała akupunkturę za szarlatanerię. Kiedy okazało się, że leki znoszące przeciwbólowe działanie morfiny znoszą też przeciwbólowe działanie akupunktury, pozycja tej ostatniej znacznie wzrosła. Znaleziono racjonalną, mierzalną przyczynę działania przecibólowego wbijanych igieł: podrażniają one nerwy, powodując wydzielanie z nich niewielkich ilości naturalnych substancji o działaniu podobnym do morfiny, endorfin, których efekt jest blokowany przez te same leki, które znoszą działanie morfiny. W dalszym ciągu omówimy wiedzę o chemicznej stronie naszej pamięci. Istnieją rzeczywiste dowody naukowe, że czynnikami chemicznymi, lekami, możemy kierować pamięcią. Na pewno możemy ją łatwo uszkodzić. Trudniej jest ją poprawić, ale nie jest to sprawa niemożliwa.